Aha znów mruknął lekarz. Nic poza tym na u:mat polityki nie
mówił, nakazał kupno lekarstw i odjechał.
Wypiłem pierwsze krople lekarstwa, w piersiach da-lej kluje
siarczyście (przy silniejszym oddechu lub prze-glbnięciu na bok), ale widocznie
twarz moja rokuje na-dzieje, bo kuzyn Stach zdobył się na prawdę: Wygląda.eś
jak świnia zdychająca na różycę... Taki byłeś siny.
O jakieś dwieście metrów na zachód od zagrody wujostwa stoi
solidny murowany budyneczek, przy którym jest przystanek kolejowy. W budyneczku
zamieszkała dwunastoosobowa niemiecka Ochrona Kolei.
Żołnierze tej Ochrony
często bywają w domu wujostwa, przychodzą tak sobie, dla pogawędki. (nagadają
się jak świnia z gęsią) czy po mleko. Często przez drzwi słyszę z kuch-ni miły
głos Hansa. Był kelnerem w jakimś kabarecie we Frankfurcie nad Menem. Dziś, w
drugi dzień Świąt, Stach poczęstował Hansa bimbrem, którego produkcja or:.bywa
się na miejscu, a w zamian za serdeczny poczęstunek usłyszał wyznanie:
Stach... Hier Kommunist krank...* Ja nic nie wiedzieć... Zwierz wiedzieć...
Zwierz to wysiedleniec z Gdyni, mieszkający w do-mu Kwapnia na przeciwległym
wzgórzu. W Wigilię, kiedy domownicy zajęci. krzątaniną przedświąteczną nie
strzegli drzwi pokoju, Zwierz zajrzał tu, rzucił spojrzenie na mnie i cofnął
się. Znał mnie z widzenia, zanim
filer Kommunist krank.., — Tu komunista chory...