wtorek, 22 października 2013

Zaginieni


ZAGINIONA RASA

Cororuc rozejrzał się i przyspieszył kroku. Nie był tchórzem, ale tego miejsca nie lubił — naokoło wysokie drzewa przesłaniały konarami słońce. Biegnąca między nimi wąska ścieżka miejsca-mi dochodziła na brzeg wąwozu. Wtedy Cororuc mógł spojrzeć na znajdujące się w dole czubki drzew. Poprzez szczeliny między gałęziami od czasu do czasu wyłaniały się na zachodzie dalekie szczyty wzgórz Kornwalii. W tych górach herszt bandytów, Burunc Okrutny, czatował na ofiary. Cororuc mocniej ujął włócznię i jeszcze przyspieszył. Ten pośpiech wyńikał nie tylko ze strachu. Chciał jak najszyb-ciej powrócić w rodzinne strony. Wracał z tajnej misji u dzikiego kornyjskiego plemienia i, mimo że misja niezbyt się udała, chciał jak najrychlej znaleźć się poza tą niegościnną krainą. Podróż była długa i męcząca, a wciąż jeszcze miał do przebycia spory kawał Brytanii. Przebiegł go dreszcz odrazy. Tęsknił do znajo-mych lasów pełnych chyżych jeleni i świergocących ptaków. Brakowało mu też wysokiego białego wzgórza stawiającego czoło błękitnym morskim wodom. Ten las wydawał się nieza-mieszkały, nie było tu ptaków, zwierząt ani nawet śladu ludzkicl- siedzib. Jego towarzysze pozostali w zamku kornyjskiego króla. Korzystali z jego gościnności i nie spieszyli się z powrotem. Lecz Cororucowi nie podobało się tam. Opuścił ich i wyruszył samotnie.



Był mężczyzną o pokaźnej posturze. Mierzył przeszło (sześć stóp., Ze swymi szarymi oczami wyglądał raczej na Bryta niż Celta. Długie, żółte włosy zdradzały, podobnie jak u wszystkich jego współplemieńców, ślady po jutlandzkich przodkach. (Okrywał go solidny ubiór z jelenich skór — Celtowie jeszcze nie opanowali zbyt dobrze sztuki tkackiej. Ich tkaniny były zbyt szorstkie, więc chętniej nosili skórzane okrycia. rUzbrojenie wojownika stanowił cisowy łuk, prosty ale skuteczny; długi i szeroki miecz z brązu w pochwie z jeleniej • skóry oraz długi brązowy sztylet i mała okrągła tarcza pokryta hartowaną bawolą skórą i obita brązem.