ZAGINIONA
RASA
Cororuc
rozejrzał się i przyspieszył kroku. Nie był tchórzem, ale tego
miejsca nie lubił — naokoło wysokie drzewa przesłaniały
konarami słońce. Biegnąca między nimi wąska ścieżka miejsca-mi
dochodziła na brzeg wąwozu. Wtedy Cororuc mógł spojrzeć na
znajdujące się w dole czubki drzew. Poprzez szczeliny między
gałęziami od czasu do czasu wyłaniały się na zachodzie dalekie
szczyty wzgórz Kornwalii. W tych górach herszt bandytów, Burunc
Okrutny, czatował na ofiary. Cororuc mocniej ujął włócznię i
jeszcze przyspieszył. Ten pośpiech wyńikał nie tylko ze strachu.
Chciał jak najszyb-ciej powrócić w rodzinne strony. Wracał z
tajnej misji u dzikiego kornyjskiego plemienia i, mimo że misja
niezbyt się udała, chciał jak najrychlej znaleźć się poza tą
niegościnną krainą. Podróż była długa i męcząca, a wciąż
jeszcze miał do przebycia spory kawał Brytanii. Przebiegł go
dreszcz odrazy. Tęsknił do znajo-mych lasów pełnych chyżych
jeleni i świergocących ptaków. Brakowało mu też wysokiego
białego wzgórza stawiającego czoło błękitnym morskim wodom. Ten
las wydawał się nieza-mieszkały, nie było tu ptaków, zwierząt
ani nawet śladu ludzkicl- siedzib. Jego towarzysze pozostali w zamku
kornyjskiego króla. Korzystali z jego gościnności i nie spieszyli
się z powrotem. Lecz Cororucowi nie podobało się tam. Opuścił
ich i wyruszył samotnie.
Był
mężczyzną o pokaźnej posturze. Mierzył przeszło (sześć stóp.,
Ze swymi szarymi oczami wyglądał raczej na Bryta niż Celta.
Długie, żółte włosy zdradzały, podobnie jak u wszystkich jego
współplemieńców, ślady po jutlandzkich przodkach. (Okrywał go
solidny ubiór z jelenich skór — Celtowie jeszcze nie opanowali
zbyt dobrze sztuki tkackiej. Ich tkaniny były zbyt szorstkie, więc
chętniej nosili skórzane okrycia. rUzbrojenie wojownika stanowił
cisowy łuk, prosty ale skuteczny; długi i szeroki miecz z brązu w
pochwie z jeleniej • skóry oraz długi brązowy sztylet i mała
okrągła tarcza pokryta hartowaną bawolą skórą i obita brązem.